4 paź 2015

32. Czasami w życiu przydaje się umiejętność biegania...

Klasyk. Amy jest cudowna pod każdym względem.
Kiedy człowiek planuje cokolwiek, zawsze powinien zostawić margines czasu na nieprzewidziane sytuacje i działania, aby wykonać wszystko to, co chce. Kiedy człowiek natomiast idzie do liceum, musi zostawić sobie margines czasu na sen i inne uboczne skutki ciągłej nauki.
Tak, nadeszły te czasy, kiedy niepokorna Grindylow sprzedała sobie samej kopa w tyłek i zmusiła się do zajrzenia w zeszyty i książki, ku chwale ojczyzny.
Szczerze przyznaję, że nie tego się spodziewałam po szkole średniej. Gimnazjum przyzwyczaiło mnie, że osiągam najwyższe wyniki w nauce przy minimalnym wysiłku, ograniczającym się zazwyczaj do odrabiania zadań domowych (tudzież, przyznaję, odpisywania ich na szybko w szkolnej toalecie). Nie przykładałam się raczej do nauki samej w sobie, a mimo to zawsze mi wychodziło, spadałam jak kot na cztery łapy. Wszyscy się dziwili, jak to robię. Że niby mądra jestem z urodzenia. Albo że mam szczęście cholerne. Albo że kuję całymi dniami w domu... Nic z tych rzeczy. Po prostu jakoś tak było, tego się nie dało wyjaśnić.
Chciałabym tam znowu być i robić ponownie to zdjęcie. Teraz. Zaraz. Choć na chwilę...
A teraz nie mogę powiedzieć, że jakoś tak jest. Bo nie jest i pewnie nie będzie. Liceum totalnie różni się od gimnazjum. Pierwszego dnia widziałam same plusy. Mam więcej swobody, żaden nauczyciel mi nie zabierze komórki spoczywającej nielegalnie w mojej dłoni pod ławką, nie przyczepi się do makijażu, pomalowanych paznokci, bardziej wyciętej bluzki, mogę wyjść sobie w środku zajęć i nikt mnie nie zatrzyma... Szkoła jest duża, ludzi od groma i wszyscy mili i pomocni, a jednocześnie nie zwracający uwagi na inność drugiego człowieka, bo w końcu inność w tak zróżnicowanym środowisku ponad dwóch tysięcy ludzi jest na porządku dziennym. Wydawałoby się, że to szkoła marzeń. Ale nauka... Krótko mówiąc, po prostu jest. I albo się człowiek za nią weźmie, albo nie zda pięciu kartkówek dziennie i dostanie pałę z odpowiedzi ustnych.

Ostatnio sama nie wiem, w co ręce włożyć. Z resztą to pewnie widać. Ani nie piszę nowych notek, ani nie oddaję poprawionych tekstów zalegających u mnie od miesiąca. Nie tak to sobie wyobrażałam i jestem zła na siebie, że nie potrafię jeszcze pogodzić ze sobą blogosfery, nauki, przyjaciół, rodziny, siłowni i chwil tylko dla siebie, na przeczytanie dobrej książki czy obejrzenie filmu. Ostatnio nawet muzyki nie mam kiedy posłuchać, choć miesiąc temu powiedziałabym z pewnością, że dzień bez dobrej piosenki to dzień stracony. A teraz jedyne kawałki, jakie słyszę, to te na korytarzach szkolnych puszczane przed radiowęzeł.
Sama jeszcze nie wiem, co sądzić o szkole średniej... Pewnie niektórzy teraz pomyślą, że próbuję udowodnić, że do liceum nie ma co się wybierać. Ale chyba właśnie jest odwrotnie. Zachęcam tych z Was, którzy dopiero staną przed wyborem, abyście się skusili, jeżeli macie takie ambicje. To uczy pokory, przedsiębiorczości i ustawia priorytety. Stawia do pionu po szesnastu latach spoczywania na laurach. Tylko nie od razu, po czasie. Dla mnie ten czas nadchodzi powoli. System wartości już mi się przestawił, czas ustawiam tak, aby nie zmarnować żadnej wolnej minuty. Tylko doby jakoś brakuje. Ale to już chyba końcowy etap przyzwyczajania się do licealnej rzeczywistości. Niedługo znajdę swoją dwudziestą piątą godzinę...
A jak tam u Was? Opowiadajcie. Jak w szkole, pracy, życiu? Gonicie czas, czy czas goni Was?
Pozdrawiam cieplutko!

6 komentarzy:

  1. Ja też mam zdecydowanie mniej czasu niż w gimnazjum. Wtedy to nie było tak, że nic nie robiłam i miałam dobre wyniki, ale jakoś łatwiej to wszystko przychodziło, było mniej nauki, trochę sobie odpuszczałam itd. A teraz żeby mieć chociaż czwórkę muszę się narobić jak kto głupi. Siedzę po 8,9 godzin w szkole, przychodzę do domu i od razu siadam do lekcji. Czasem późnym wieczorem znajdę trochę czasu na przeczytanie 10 stron książki, bo potem oczy same mi się zamykają. Wrzesień jeszcze jakoś przeszedł, a w październiku się zaczęło. Na początku roku obiecałam sobie, że wszystkiego nauczę się w sobotę, a niedzielę będę miała wolną. A guzik prawda, zwykle i cały weekend to za mało.
    Naprawdę jesteś w tak dużej szkole? U mnie jest około 400 osób. Dokładnie tak jak mówisz. Trzeba się wziąć za naukę, albo po tobie. Bo jak już sobie narobisz zaległości, to przy takiej ilości materiału, którego trzeba się nauczyć na bieżąco, raczej z nich nie wyjdziesz. :) U mnie to samo: ani nie spotykam się z przyjaciółmi, czasem tylko z rodziną pogadam, ani nie pisze nowych rozdziałów, ani nie oglądam telewizji, ani nie czytam książek. Jak chcę sobie trochę pomyśleć, to najwcześniej po 22.00, a wtedy to już mi się oczy tak kleją, że ledwo przyłożę głowę do poduszki, a już śpię.
    Przydałaby się i dwudziesta szósta...
    Przepraszam, że dopiero teraz, ale jak sama widzisz, brakuje mi doby.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia
    Rea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak jak Ty. Padam na ryjek wieczorami i też nawet nie zdążę się nad niczym zastanowić przed zaśnięciem, bo odpływam, a po chwili słyszę już budzik wrzeszczący do mnie, że pora wstawać. Najdziwniejsze jest to, że za każdym razem wydaje mi się, że to nie mi, ale mojej siostrze dzwoni budzik (a ona od pół roku nie mieszka ze mną w jednym pokoju), a ja mam jeszcze czas spać...
      Życzę Ci, kochana, wytrwałości. Coś czuję, że przyda się nam obu.
      Dzięki za komentarz. Odpisując Ci na niego mam pięć minut przerwy między nauką, a... nauką.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. Cóż, dla mnie pierwszy rok w liceum okazał się trudny, ale nie z powodu nauki. Dobra, miałam paru debilnych nauczycieli mówiących "to jest liceum, musi być trudniej" i za każde nawet najlepiej zrobione zadanie dających 3. Ale dotrwałam i teraz jestem w niebo wzięta. Fiza, infa... jestem w swoim żywiole. Z angielskim też nie jest źle. W każdym razie jestem super szczęśliwa, że w końcu weszły rozszerzenia.
    A ty na jakim profilu jesteś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A z jakiego innego powodu, jeśli oczywiście mogę zapytać, pierwszy rok był trudny?
      Ja jestem na biol-chemie z rozszerzonym angielskim i w sumie nie mogę się już doczekać, aż skończy mi się fizyka w szkole (jedyny przedmiot, jakiego nigdy nie lubiłam, nie lubię i lubić raczej nie będę, no i z którego już się jedynki posypały).

      Usuń
    2. No cóż: miałam nową klasę a ja należę do tych nieśmiałych i trochę zajęło mi przyzwyczajenie się do nowych ludzi. Do tego dołożyło się trochę sporów między mną a siostrą i czułam się osamotniona.
      Oj, ja fizykę kocham... Za to teraz jestem gotowa skakać z radości, bo nie mam chemii i geografii. Nie przepadałam za nimi choć z chemii zawsze miałam piątki. Co do rozszerzeń: mam fizykę, informatykę, angielski i matmę.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Mnie także było trudno się odnaleźć, ale chyba już przełamałam się w sobie, jeśli chodzi o nową klasę. :)
      Ja fizyki szczerze nienawidzę, być może przez to, że przez całe gimnazjum nie miałam ani jednego dobrego nauczyciela tego przedmiotu i teraz nic, ale to naprawdę nic, nie umiem.
      Też chciałam mieć rozszerzoną matematykę, ale w moim mieście była tylko jedna szkoła oferująca profil biol-chem-mat, a nie wybrałam jej ze względu na kiepski dojazd.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń

Lydia Land of Grafic