21 sie 2015

31. Coś się kończy, coś się zaczyna

Piękna piosenka z pięknym tekstem. Nie po polsku, ale z Polski. ;)
Siedziałam sobie w pracy i obserwowałam bezwiednie tańczące zeschłe liście przez szybę. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że jesień nadchodzi dużymi krokami, a lato zmierza ku końcowi. Jeszcze kilkanaście dni i będzie trzeba znowu iść do szkoły... Ja tym razem już do liceum.
Jeszcze parę lat temu wydawało mi się, że wakacje przed szkołą średnią spędzę inaczej. Że polecę z przyjaciółką do Londynu albo na Wyspy Kanaryjskie. Tylko my dwie, dorosłe. Zawsze myślałam, że kończąc szesnaście lat stanę się... Nie wiem, chyba właśnie dorosła.
To wyobrażenie rodziło się we mnie od dziecka, oczywiście nie samo z siebie. Niemalże wszystkie bohaterki książek dla nastolatek to szesnastolatki. W dodatku szesnastolatki, które poznawały chłopaków na mieście, urządzały huczne imprezy nad basenem, podejmowały ważne życiowe decyzje, wiązały się z wampirami, a nawet ratowały świat czy brały udział w głodowych igrzyskach. I jak nie być pewnym ich dojrzałości?
Ale ja się nie stałam doroślejsza, odważniejsza, mądrzejsza i bardziej odpowiedzialna. A nawet jeśli, był to wieloletni proces i wciąż trwa. Ba! Będzie on trwał do końca moich dni. Póki co jednak ciągle jestem dzieckiem. I nie wstydzę się tego, tylko chcę to w sobie pielęgnować, bo będę nim jeszcze długo, długo. I po osiemnastce, i po dwudziestce pewnie też. Dorastanie jest długie. Dłuższe, niż mi się wydawało. Dłuższe, niż wydawało się komukolwiek. I trudniejsze niż samo życie. Choć wiele już za mną, to przede mną jeszcze więcej do przeżycia.
Jednak mimo tego, że dzieckiem pozostaję, to byłam zmuszona w tym roku do podjęcia ważnego wyboru, wyboru szkoły i kierunku kształcenia, a przez to również swojej drogi życiowej.
To nie fair. Nie jestem jednym z niewielu szczęśliwców, którzy od kołyski wiedzą, co chcą robić. Powinnam mieć na to jeszcze parę lat, dojrzeć do tej decyzji. Tak, czas spędzony w gimnazjum wiele mnie nauczył, ale nie tego. Nauczył mnie, że warto mówić "NIE" dużymi literami, że wyrażanie własnego zdania nie jest moim prawem, ale obowiązkiem, jeśli chcę być wierna sobie i swoim zasadom, że o ludzi nie warto walczyć, bo jeśli ktoś będzie chciał, przyjdzie sam, że nie liczą się chęci, ale czyny i że trzeba robić w życiu to, co się kocha. Ale nie uświadomił mi, czym ma być to, co kocham, bo darzę miłością zbyt wiele: chemia, pisanie i historia to tylko niektóre z długiej listy zainteresowań, a i tak za dużo. Nie mogę tego wszystkiego połączyć, ale tym bardziej nie jestem w stanie tego rozdzielić. Nie potrafię rozerwać swojej duszy, nie jestem w stanie tworzyć horkruksów.
Sama jeszcze nie pojęłam, co się teraz stanie ze mną, z moją edukacją i dzieckiem żyjącym we mnie. Mam jedynie nadzieję, że pozostanę szczęśliwa, bo tylko na to mogę sobie pozwolić. A reszta mnie chyba nawet nie obchodzi.
A Wy opowiadajcie, co sie u Was działo, kiedy to ja wegetowałam przed ponad tydzień bez internetu. I jeśli mieliście jakieś trudne decyzje do podjęcia w życiu, też napiszcie. Chętnie poczytam.
Pozdrawiam cieplutko!

24 komentarze:

  1. Co do beznadziejnego wyboru szkoły, zgadzam się w 100%. Przecież człowiek wychodzący z gimnazjum wcale nie musi wiedzieć, co chce robić w życiu, ma na tą decyzję jeszcze parę lat. Albo przynajmniej powinien mieć. Ja tez nie jest jednym z tych szczęśliwców i nie miałam pojęcia na co pójść. Wybrałam klasę, która trafia w moje umiejętności, hobby i marzenia. Ale kiedy już złożyłam papiery, moja mama wyskoczyła z medycyną. I od tej pory mam wątpliwości. Wszyscy dookoła mówią mi, że powinnam iść na lekarza, czemu nie poszłam do najlepszej szkoły w mieście, ani nawet do drugiej najlepszej, przecież spokojnie bym się dostała, jestem taka zdolna i tylko się tam zmarnuję. Ja to wszystko doskonale wiem, wiem, że bym się tam dostała, ale nie wiem, czy bym tam wytrzymała psychicznie. Wiem, że oni chcą dobrze, ale ja chciałam tylko spełniać swoje marzenia. I weź tu człowieku bądź mądry, kiedy w tobie kłócą się dwie strony: jedna równie silna, co druga.
    W gimnazjum nauczyłam się dokładnie tego, co napisałaś. Uważam, że powinni do nas przyjść w drugiej klasie albo na początku trzeciej i powiedzieć: "Słuchajcie jest zapotrzebowanie na takie zawody, takich ludzi, żeby zostać tym, trzeba iść tam i tam, jest takie coś jak to i musicie uczyć się tego i tamtego, żeby znaleźć prace w tym zawodzie". Ale nie, 15-, 16-letnie dziecko musi samo to wszystko wiedzieć. Ciekawe skąd? :/
    Pocieszę Cię. Do końca wakacji zostało dokładnie 10 dni. Cieszę się niezmiernie :/. Chociaż na początku wakacji chciałam przyspieszyć czas, mieć te pierwsze kilka dni już za sobą i z powrotem cofnąć do wakacji.
    Ostatnio dorwałam się do "7 razy dziś" Lauren Oliver i tak sobie czytam. Wartościowa książka, słyszałaś o niej?
    No dobra, chyba tyle ode mnie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, jak się czujesz, bo moja mama też nalegała mocno na medycynę (jej niespełnione marzenie). I przez pół roku miałam wahania. W końcu jednak wytłumaczyłam i jej, i samej sobie, że nie dałabym rady psychicznie na tym kierunku. Niby poszłyśmy na kompromis i póki co celuję w farmację. Ale po cichu marzy mi się filologia polska i edytorstwo, bo o jakimkolwiek kierunku historycznym to już dawno nawet nie myślę...
      Gdyby przyszli i powiedzieli tak, jak napisałaś, to takie dzieci jak ja straciłyby wiarę we wszystkie kierunki humanistyczne etc. Nie każdy sprawdzi się w zawodach, na które właśnie jest zapotrzebowanie, zwłaszcza że teraz potrzebni są fachowcy i technicy.
      Ja byłam pewna, że te wakacje będą mi się ciągnęły jak żadne inne. Ale okazało się, że minęły mi bardzo szybko, nawet nie wiem, gdzie podziały się te dwa najdłuższe miesiące roku. I jestem pewna, że będzie brakowało mi wolnego.
      O książce nie słyszałam, ale zajrzałam na lubimyczytać.pl i opis brzmi zachęcająco. Pewnie jeszcze kiedyś sięgnę po nią. :)
      Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Moi rodzice są po historii, mój brat kocha historię, a ja co? Nawet do głupiej kartkówki nie potrafię się nauczyć. Daty są okej, ale jak mam połączyć kilka wydarzeń w całość i stworzyć z tego jakiś logiczny ciąg, to po prostu wymiękam. Pewnie bym poszła do liceum na humana, właśnie gdyby nie historia i wos. :) Od zawsze marzył mi się profil dwujęzyczny, także oto tak się na nim znalazłam. I tak sobie umyśliłam, że jak wszystko pójdzie po mojej myśli, to tak sobie dobiorę przedmioty rozszerzone, że będę miała otwartą drogę i na medycynę, i na anglistykę. Powiem szczerze, że myślałam dokładnie o tym, co Ty. Też przez pewien czas chciałam iść na edytorstwo, ale nie do końca wiem, co mogłabym po tym robić.Bo praca w gazecie jest trochę niewdzięczna, z tego, co wiem.
      Bardziej chodziło mi o jakieś mniej znane zawody. Bo, że potrzebują techników i ścisłych umysłów, to dobrze wiem i niestety się do nich nie zaliczam. O ile matematykę jeszcze jakoś pojmuje, o tyle fizyka, to czarna magia.
      Jeszcze tydzień temu wydawało mi się, że sporo jeszcze wolnego zostało, a tu nagle niecały tydzień. Wakacje, będę tęsknić. :(
      Pozdrawiam serdecznie
      Rea (dawniej Zakochana w muzyce)

      Usuń
    3. A ja właśnie z historii się czuję świetna i nie poszłam na humana tylko dlatego, że nie chciałam sobie zamykać drogi na farmację. A tak ubolewam, że mi historia po pierwszej klasie odpadnie... ;c
      Tak z ciekawości - jakie języki?
      Ja po edytorstwie wymarzyłam sobie pracę w jakimś wydawnictwie. ;)
      Dla mnie również fizyka jest utrapieniem. :D
      Również pozdrawiam!

      Usuń
    4. A odpada? Myślałam, że jest przez cały czas tylko w mniejszej ilości. W końcu historia to podstawa. W mojej klasie? Angielski i polski. Dodatkowo będę miała jeszcze hiszpański. Ja też trochę myślałam o wydawnictwie, ale to chyba niezbyt pewny zawód. bo w końcu ile jest wydawnictw, a ile ludzi? No ale, może Ci się uda.

      Usuń
    5. Nie odpada całkowicie, ale historia i społeczeństwo to lekcja przekazująca jedynie szczątkowe informacje, niestety, więc prawdziwej historii nie zastąpi. ;c
      Parę lat temu chciałam się uczyć hiszpańskiego. W sumie to teraz także bym chciała, ale nie tak bardzo i przeżyję bez tego. xD
      Jeśli by tak na to patrzeć, to żaden zawód (oprócz technicznych) nie jest pewny. Ale trzeba wierzyć, że się uda. A jak się nie uda, to próbować coś innego. Od czego w końcu jest życie? ;)

      Usuń
    6. Ja jak zobaczyłam swoją książkę od historii, to mało się nie udławiłam. Nie dość, że czasy, których najbardziej nie lubię, to jeszcze jej objętość. Ale cóż, przeżyję, najwyżej przejdę na samych dwójach. :) Hiszpański piękny język i w gramatyce podobny do polskiego. Mówią, ze jak umiesz już jeden, dwa języki, to kolejnych uczysz się w okamgnieniu. A że języki to jedna z moich pasji, to co mi tam zależny dołożyć sobie jeszcze jeden. :) No może jeszcze jakieś medyczne są pewne, dlatego tak się tą medycyną przejęłam i nie mogę jej sobie wybić z głowy. Jasne, że trzeba próbować, masz rację. Ja to chciałam tłumaczyć książki, ale w Polsce to z tego nie wyżyjesz, tak samo jak z pisania. :/

      Usuń
    7. Ja wczoraj dostałam moją książkę do historii i jestem zachwycona. II wojna światowa to jeden z moich ulubionych tematów. ;)
      Mi języki dość łatwo przychodzą, ale mimo wszystko chyba nie chciałabym z nimi wiązać swojej przyszłości. Mam niezbyt wiele wiary w siebie, jeśli chodzi o porozumiewanie się w języku innym niż ojczysty.
      Z pisania może faktycznie nie da się wyżyć (chyba że piszę się bardzo często i bardzo dobre książki), ale z tłumaczeniem już jest chyba nieco lepiej i dałoby radę.

      Usuń
    8. No nie wiem czy w Polsce to by dało rady. Czytałam ostatnio artykuł jakiegoś doktora, który stwierdził, że z tłumaczenia w tym kraju nie ma szans wyżyć. Może jak się będzie jeszcze jakimś przysięgłym tłumaczem czy coś, to jakoś pójdzie, ale z samych książek... nie. Niestety, bo mi się to tak marzyło. Być korektorem i jeszcze tłumaczem. Do liceum mógłby wejść taki przedmiot, jak kreatywne pisanie. Ja bym bardzo chętnie poszła. :) Ale się rozpisałyśmy. :D

      Usuń
    9. Dla chcącego nic trudnego, chociaż faktycznie trzeba się bardzo starać o znalezienie takiej pracy na dobrych warunkach.
      Pierwszy raz chyba mi się zdarza tak długa komentarzowa rozmowa. Jakoś wszyscy zawsze piszą na mejla, jak chcą pogadać. :D

      Usuń
    10. Ja osobiście za mejlami nie przepadam, wolę komentarze, dlatego tak wyszło. :)

      Usuń
    11. Nominowałam Cię do LBA. Szczegóły tutaj: http://miniatury-pat.blogspot.com/2015/08/liebster-award.html

      Usuń
    12. Bardzo Ci dziękuję, kochana, niedługo postaram się odpowiedzieć na pytania. ;)

      Usuń
  2. Wiedziałam, że jesteś moją rówieśniczką i gdy zobaczyłam tytuł posta od razu się domyśliłam o czym tym razem będę czytać.
    Zgadzam się z Tobą w 100%, to kompletnie nie jest fair. Kiedyś chciałam być weterynarzem, ale już mi przeszło (jestem zbyt czuła na krzywdę zwierząt, zdałam sobie sprawę że nie potrafiłabym uśpić zwierzęcia, a może nawet zrobić zastrzyk). Miałam jeszcze kilka pomysłów na siebie, na swoją przyszłość... Ale wszystko lądowało w koszu, bo dochodziłam do wniosku, że ja kompletnie się do tego nie nadaje. I przyszedł wybór szkoły średniej, usiadłam przed tym cholernym ekranem komputera i szukałam liceów, profilów, licząc że mnie olśni. Nie do końca się tak stało. Wylądowałam w szkole trzeciego wyboru (do drugiego zabrakło mi mniej niż pół punktu), na profilu z geografią, polskim i WOS-em. Nie jestem zachwycona i powiem szczerze, że jedyny przedmiot który od początku chciałam mieć właśnie rozszerzony to polski. Kocham pisać, a w gimnazjum pokochałam lekcje języka polskiego, które prowadzone przez moją Panią z gimnazjum były dla mnie łatwe i przyjemne.
    Idę do nowej szkoły, na profil do którego nie jestem do końca przekonana i uważam, że to nie jest fair. No bo nie ma co ukrywać, wybór szkoły średniej wpływa na nasze życie.. :/
    Jejku, ale się rozpisałam o tej szkole... To chyba przez to, że od jakiś dwóch dni chodzę zirytowana, wkurzona i zestresowana, właśnie ze względu na to, że od września zaczynam naukę w liceum. Tak...
    A co do dorastania: Też tak zawsze myślałam. Że szesnastka jest taka magiczna, zaczynają się imprezy, wyjazdy i po prostu zaczyna się żyć. A teraz mam w głowie jedno - "dwa lata do pełnoletności". To mnie przeraża, naprawdę przeraża. Wolę żyć z Piotrusiem Panem w Nibylandii, serio, za dwa lata mogę komuś oddać moją pełnoletność. Jacyś chętni?
    A tak na koniec... Co się u mnie działo? Pisałam, sprzątałam w pokoju (cóż za interesujące zajęcie!) i wychodziłam z przyjaciółkami. No i mam zaplanowany jednodniowy wyjazd w następnym tygodniu, jeszcze nie wiem gdzie, ale gdzieś pojadę :D.
    Pozdrawiam ciepło,
    Moony

    PS. Przepraszam jeśli komentarz nie ma ładu i składu (albo posiada jakieś błędy xD), ale jestem okropnie rozkojarzona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga wyboru liceum wyglądała podobnie, ale dostałam się do liceum pierwszego wyboru na biol-chem-ang. Trochę współczuję Ci geografii, bo to przedmiot, którego kompletnie nie lubię (albo raczej odstraszyły mnie od niego moje niezbyt kompetentne nauczycielki).
      Z pisaniem też tak miałam - to znaczy moja polonistka mnie nakierowała na to w pierwszej klasie i pokochałam. ;)
      Liceum nie ma co się stresować. Fakt, przed gimnazjum miałam trochę obawy, ale teraz już nie.
      Ja cieszę się, że już niedługo będę pełnoletnia, chociaż matura, studia itd. nie zachęcają. ;)
      To miłego wyjazdu życzę.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Po przeczytaniu tego wiem, że w końcu znalazł się ktoś, kto czuje się jak ja. Moim zdaniem dorastamy zbyt szybko, a właściwie to dorośli "tresują" nas w ten sposób, abyśmy porzucili swoje dziecięce cechy szybciej niż chcemy i powinniśmy. Już świeżym nastolatkom w szkołach gada się o tym, jak ważne są nasze oceny i zachowanie w szkole i jak ważną odegrają rolę kiedyś tam. O egzaminach gada się 3 lata przed nimi. Wszyscy patrzą tylko i wyłącznie w przyszłość - nie jest to złe, o ile nie myślimy tylko o tym. Jestem młodsza od Ciebie, ale mimo to czuję, że z wiekiem głupieję :D. Nasze ciała dorastają mniej więcej w tym samym tempie, ale każdy umysł jest inny i każdy inaczej dojrzewa.
    Również wiele mam pasji i nie wszystkie da się złączyć w jedno. Nie jestem pewna tego, co będę robić w przyszłości, mam jedynie nadzieję, że nie pójdę którymś z utartych schematów, a będę zajmować się czymś, co sprawia mi radość.
    Teraz nie mam właściwie żadnych ważnych decyzji do podjęcia, ale będę miała za dwa lata, kiedy przyjdzie mi wybierać liceum. Póki co, wolę się zastanawiać nad książką, która przeczytam, nad filmem, który obejrzę lub na rozmowie ze znajomym, z którym się spotkam.
    Życzę powodzenia w liceum.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem przypominanie o tym, jak ważne są oceny czy zachowanie jest bardzo dobre, ale mówienie o egzaminach trzy lata przed nimi faktycznie jest głupim pomysłem. Pamiętam, jak już w drugiej klasie się nimi stresowałam. Plus tego jest taki, że w trzeciej klasie już przestałam się ich bać. ;)
      Jeśli mogę Ci coś doradzić, to polecam właśnie teraz rozeznać się w liceach, kierunkach i progach punktowych. Wiem, że jeszcze całe dwa lata przed Tobą, jak sama wspomniałaś, ale potem można się obudzić z ręką w nocniku, za przeproszeniem. Ja jako jedna z niewielu zaczęłam o tym myśleć przed trzecią klasą i przynajmniej wiedziałam, na czym stoję, w przeciwieństwie do innych.
      Również pozdrawiam i dziękuję! :)

      Usuń
  4. No cóż, ja jestem ty "szczęśliwcem", który bardzo dobrze wie kim chce zostać w przyszłości. Mało tego, wiem nawet na jaką uczelnie pójdę, na jaki kirunek i co będę chciała osiągnąć w tym zawodzie. W sprawie dojrzewania wypowiedzieć się nie mogę bo choć jeszcze uczę się w gimnazjum, nowo poznani ludzie zgadują, że jestem już pełnoletnia. Jak to się dzieje? Nie wiem, podobno zachowuje się bardzo dojrzale, ale nie odczuwam tego. Przychodzi mi to bardzo naturalnie, więc akurat powyższy problem mi nigdy nie doskwierał, co nie zmienia faktu, że Ci kibicuję i spokojnie, jakoś to zawsze będzie. :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co planujesz na swoją przyszłość, jeśli można wiedzieć? ;)
      Mnie także zazwyczaj ludzie biorą za osobę pełnoletnią. Ale to chyba raczej kwestia wyglądu. Poza tym bodajże dwa lata temu w sanatorium moja koleżanka z pokoju starsza o dwa lata powiedziała mi, że bardzo dojrzale się zachowuję (od rodziny i znajomych też to często słyszę, ale trudno stwierdzić, czy można im ufać w tym względzie xD). Moim zdaniem jednak takie komentarze nie świadczą o dorosłości (nie mylić z dojrzałością) - pozory może stwarzać każdy, ale chodzi o to, co się dzieje gdzieś tam z tyłu głowy, czego nawet my sami nie jesteśmy zawsze świadomi. Poza tym można być dojrzałym dzieckiem (tak samo jak niedojrzałym dorosłym xD). Przynajmniej takie jest moje zdanie. Uważam też, że zabić w sobie dziecko zbyt wcześnie to jak stracić poniekąd część siebie.
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. W przyszłości chciałabym być bioinżynierem - pracować w laboratorium nad wirusami itp. :)
      Za dorosłą się nie uważam i z dziecka jeszcze trochę mi zostało. Moja przyjaciółka (lat 20:)) próbowałą mi kiedyś nawet to wytłumaczyć. Powiedziała, że to nie tylko chodzi o wygląd, ale także o sposób bycia. No cóż, nam nie pozostaje nic innego jak bycie sobą! :)
      Dokładnie - są dojrzałe dzieci i niedojrzali dorośli. Szkoda, że tam mało osób zdaje sobie z tego sprawe...
      Miłego dnia!

      Usuń
    3. To faktycznie masz plan na siebie, w dodatku całkiem ambitny. :)
      Dorosłość to przede wszystkim sposób bycia tak naprawdę i z wyglądem nie ma właściwie nic wspólnego.
      Dziękuję. Tobie życzę miłego weekendu (ostatniego wakacyjnego, niestety)! :)

      Usuń
  5. Jejku, szesnaście lat... Kiedy to było? Chciałabym znów wrócić do tych lat i być znowu nastolatką. Pamiętam, jak wyczekiwałam osiemnastych urodzin i tej dorosłości... A tutaj małe rozczarowanie, świat się nie zmienił, tylko ja trochę stałam się starsza i liczbowo byłam dorosła. Teraz tęsknię za szczeniackim życiem, chociaż ja wciąż mam w sobie duszę dwunastolatki, to moi znajomi nie są tacy jak dawniej. Czasem brakuje mi głupokowatych rozmów i imprez na dwieście osób do rana. Teraz w zasadzie też mogłabym to robić, bo mam zaledwie dwadzieścia lat, ale przecież tak nie wypada, jestem za stara, nie przystoi tak się zachowywać dziewczynie, mającej aż dwadzieścia lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio tak sobie właśnie wspominałam czasy, kiedy to dopiero szłam do gimnazjum i chyba myślę podobnie jak Ty teraz. Jestem parę lat do przodu, ale czuję się, jakbym wciąż była w tym wieku, co wtedy. Jednocześnie ludzie są zupełnie inni. Nie wiem, czy lepsi, czy gorsi, ale inni...
      Ale wiesz co? Nie ma co wmawiać sobie, że coś nie wypada. Nikt nie jest za stary na nic, jeśli tylko ma na to ochotę. Daj się ponieść. ;)

      Usuń
  6. Tytuł posta brzmi jak książka Sapkowskiego...
    Cóż, przede mną zero ważnych decyzji i oby było tak dalej. Niestety, czas dorosłości zbliża się wielkimi krokami... Co prawda, urodziny mam dopiero w przyszłym roku ale wciąż się tym denerwuję.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic