Ostatnio moja znajoma miała problem. Nie było to nic błahego, można powiedzieć, że lekko się podłamała i szukała w kimś wsparcia. Nieistotne są tu szczegóły. Oczywiście starałam się jej pomóc, jak tylko mogłam. Wydawało mi się nawet, że robi się coraz lepiej. Po czym ona przyszłą do mnie wczoraj i wyrzuciła mi, że jestem beznadziejna, że w ogóle nie zależy mi na niej i nie staram się nawet jej pomóc.
No i ja się pytam, co to ma być? Ja tu się produkowałam, pocieszałam ją, starałam się ją rozśmieszać, jak tylko mogłam, wciąż z nią byłam, i zajmowałam ją czymś, aby nie myślała o przygnębiających rzeczach, a ona mi mówi coś takiego? Borze zielony, przecież chciałam dobrze. A teraz wychodzi na to, że to ja jestem tą złą, egoistyczną małpą, która dba jedynie o siebie.
Świat nie zajmuje się produkcją ludzi do pomagania innym. Jak to się mówi, umiesz liczyć, licz na siebie. Więc skoro już ktoś jest zbyt słaby, aby poradzić sobie samemu ze swoimi problemami, niech nie oczekuje cudów od innych. Nikt nie jest w stanie pomóc drugiej osobie lepiej, niż ona sama. Każdy szuka sobie jakiegoś wspieraka, a z większość spraw można rozwiązać w pojedynkę, trzeba sobie jedynie powiedzieć: "Zabieraj dupę z krzesła i na podbój świata", a nie użalać się nad sobą i mieć pretensje do innych. Tak, ja prowadzę bloga, na którym jęczę, marudzę i narzekam na cały świat. Ale nie truję innym, czytają to jedynie ci, co chcą (za co jestem im mega wdzięczna), a jak komuś się nie podoba, to naciska krzyżyk i nie ma go.
Człowieku, jeżeli myślisz, że problemy cię przerastają, wstań wreszcie, spójrz w dół i zobacz, że możesz być od nich wyższy, jeśli tylko zechcesz. Właź z butami na krzesło i śmiej się z góry, że są tak małe. Nie czekaj, aż cię zakryją po czubek głowy, rusz się, zacznij sprzątać ten cały syf, który osiadł ci na życiu. Dziękuję.
I żeby nie było, nie twierdzę, że każdy cham sobie sam i takie tam, ale jeżeli ktoś nie zmotywuje się do rozwiązywania własnych problemów, nikt za niego tego nie zrobi. Owszem, można szukać pomocy, wesprzeć się na czyimś ramieniu, ale mimo wszystko większość roboty należy do osoby z problemami, a nie do pomagającego. I najważniejsze: za własne nieszczęście można obwiniać tylko samego siebie, bo każdy sam podejmuje decyzje, wybiera. I to się raczej nigdy nie zmieni...
Cóż, ja uwielbiam narzekać, to takie moje hobby, więc nie zawsze powinno się to brać na serio. Często tak do końca nie myślę.
OdpowiedzUsuńA pomaganie ludziom? Ja staram się być miła itd, to potem ludzie dziwnie to odbierają. Jedna z najbardziej samolubnych osób jakie znam ciągle jęczy, że nie może odpędzić się od ludzi którzy potrzebują jej pomocy.
Do mnie raczej nikt się z tym nie zwraca, ale wiele problemów staram się brać na siebie. Może nie słowem, bo mówiąc jestem jednak najlepsza w narzekaniu, ale czynem. Staram się pomóc jak umiem, odciążyć tą osobę, wyciągnąć ją, żeby nie siedziała sama. Bo w każdym razie z moich znajomych tylko ja lubię samotność.
Pozdrawiam
Wilczyca
Nie rozumiem, jak można się czepiać, że ktoś nas prosi o pomoc. Oczywiście o taką prawdziwą, a nie żeby za nią coś zrobić albo w ogóle wypruwać flaki dla kogoś, kto ma to gdzieś.
UsuńA co do reszty - mam podobnie jak Ty.
Również pozdrawiam. ;)
Niektórzy po prostu uważają się za kogoś lepszego i ważniejszego od innych...
OdpowiedzUsuńTak, niestety. I w większości przypadków to widać po zachowaniu, tym, co ktoś mówi...
UsuńJa wychodzę z założenia, że moje problemy to moja sprawa. Nie wiem, jak bardzo musiałbym być załamana, żeby szukać wsparcia w innych. Nikomu nie ufam w 100%, zawsze jest jakieś "ale"...
OdpowiedzUsuńMoże wynika to z tego, że jestem trochę aspołeczna, sama nie wiem. Widocznie taka moja natura i tyle.
Dzięki Merlinowi moja przyjaciółka nie ma mi za złe, że czegoś jej nie mówię, bo ona pod tym względem jest podobna do mnie. Bo chociaż przyjaźnimy się od jakiś 11 lat (czyli gdzieś tak od 5 roku życia) to nie wyobrażam sobie, żeby mówić jej o niektórych rzeczach. Wie o mnie dużo. Ba! Ona wie o mnie najwięcej ze wszystkich osób, które znam, ale mimo wszystko... Niektóre problemy są tylko moje.
Pozdrawiam,
Moony ^.^
Ja również nie dzielę się moimi poważnymi problemami, bo przecież to moje życie i i tak mi nikt nie byłby w stanie jakoś specjalnie pomóc, a podtrzymywania na duchu to ja nie potrzebuję.
UsuńI z przyjaciółką mam raczej podobne relacje, chociaż ona i tak mówi mi o wiele więcej, niż ja jej.
Również pozdrawiam. ;)
Cóż, ja kiedyś pomagałam jednej osobie, była nowa w szkole, niektórzy za nią nie przepadali w klasie itp. ja zawsze z nią pogadałam, jak wiara z niej się śmiała o coś, to ją broniłam, pocieszałam itp. Wszystko się skończyło pod koniec 4 klasy technikum, kiedy to zaczęła się odcinać... A na zawsze skończyło się po wyjściu ze szkoły, kiedy to nie dawała znaku życia, odczytywała wiadomości, ale nie odpisywała - ogólnie miała mnie w dupie. A na koniec, żecze wielka pretensja, że dlaczego ja się wściekam, że ona nie odpisuje.... Zapomniało się - kto pomagał, jak płakała. No ale... cóż, skończyłam z nią i jest mi lżej na sercu. ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś również miałam podobną sytuację, tyle że koleżanka po prostu pokłóciła się z połową klasy, a ja jako jedna z niewielu zostałam przy niej. Ale jak się pogodziły, to już nie było tak fajnie, zapomniała, jak ją wyzywali...
UsuńTeż nie raz miałam takie sytuacje, ale co poradzić. :/
OdpowiedzUsuńJa natomiast uważam, że niektórzy ludzie, to aż wręcz sobie wymyślają problemy. No bo to takie straszne, że aż trzeba lamentować i wkurzać wszystkich dookoła, że się z jednej klasówki dostało tróję albo jest tyle lekcji, że się nie wyrobię, a jak przychodzę ze szkoły, to zamiast od razu zacząć je odrabiać, to gram godzinę na kompie, godzinę czytam i się nie wyrobiłam. :)
W życiu jest raz z górki, raz pod górkę, ale to właśnie jego urok. Bo co by było takiego fajnego, gdyby wszystko przychodziło nam z łatwością? Największą satysfakcję ma się z pokonania czegoś trudnego, przezwyciężenia swoich słabości, rozwiązania problemów.
Dlatego ja staram się żyć według zasady Pollyanny: wszędzie znajdziesz coś, z czego możesz się cieszyć. Jak dostałam dwóję, to cieszyłam się, że to nie jedynka, a jak zarobiłam jedynkę, to cieszyłam się, że nie mam sobie nic do zarzucenia, bo przecież się nauczyłam, a że raz nie wyszło, no to trudno. A moje koleżanki wybałuszały oczy, że jak to dostałam pałę i jeszcze się uśmiecham. One już przyleciały, żeby mnie pocieszać itp., a tu takie dziwne zjawisko. :)
A ja lubię sobie podgadać z mamą. Oczywiście nie o wszystkim, ale o większości, owszem. Nawet jak mnie nie popiera, to i tak nic nie mówi, tylko słucha aż się wygadam (co czasem może trwać nawet z pół godziny), za co jestem jej wdzięczna. :)
Ale dobra, koniec o mnie. Bo znów mi jakiś tasiemiec wyjdzie. :)
Pozdrawiam!
Dokładnie tak, zgadzam się z Tobą w zupełności.
UsuńA co do rozmów z mamą - czasami ja również z moją pogadam, ale ona raczej nie ma czasu na takie rzeczy, niestety.
Również pozdrawiam i dziękuję za długi komentarz. ;)